Obojętność zabija?
Szła ulicą.
Zobaczyła młodego mężczyznę leżącego na ziemi. Pomyślała - pijak. Odwróciła
głowę i przyspieszyła kroku. Udawała, że nic nie widziała. Nazajutrz
przeczytała w gazecie: „Wczoraj na ulicy Botanicznej zmarł młody mężczyzna.
Jak dowiedzieli się nasi
reporterzy, chłopak chorował na cukrzycę. Najprawdopodobniej zasłabł na skutek
niezażycia leków. Leżał na chodniku ponad 7 godzin. Nikt z przechodniów nie
zareagował, a wystarczył jeden telefon... Obojętność zabiła!”
Czy jednak była to obojętność, czy może ludzka głupota,
niezaradność? Nam się wydaje, że świadkowie mają wyrzuty sumienia i dręczą się
tym, że nic nie zrobili, ale prawda jest inna. Oni nie mają sobie nic do
zarzucenia. Przecież wszyscy inni mogli zareagować. Czemu to akurat miał być
on? Przecież to nie jego wina, ale właśnie tu się myli. To on doprowadził do
śmierci młodego chłopaka i to on jest mordercą, ale na jego szczęście tylko
pośrednim. Nie przypadkiem użyłam słowa morderca. Moim zdaniem zasługuje on na
tak hańbiące miano. Niestety... Najciekawsze jest jednak to, że niedoszłymi, albo ukrytymi mordercami są
nasi znajomi, koledzy, rodzina. Może to dość pesymistyczne podejście do sprawy,
ale tak właśnie uważam. Gdyby zdarzyła się sytuacja, w której ich pomoc byłaby
potrzebna, nie zareagowaliby. Ludzka znieczulica jest już chorobą społeczną!
Nie omija ani ludzi wykształconych, ani tych dopiero uczących się. Dotyka
wszystkich. A jak się rozprzestrzenia? Nie przez wirusy czy bakterie, ale przez
zwierzęta. Są nimi czarne owce naszego społeczeństwa. A gdzie można je spotkać?
Na sali sądowej. Domagają się odszkodowań, od osób „nie obojętnych”, za np.
połamanie żeber podczas udzielania pierwszej pomocy w przypadku zatrzymania
akcji serca. Co z tego, gdyby nie ta „osoba niekompetentna” postępowanie sądowe
nie miałoby miejsca, ponieważ poszkodowany w wypadku po prostu już by nie żył.
Ten mały niuans nie ma najmniejszego znaczenia. A powinien. Najsmutniejsze jest
to, że w tym całym cyrku główni bohaterowie zamieniają się rolami. Poszkodowany
w wypadku staje się oprawcą ratownika. Cóż za ironia losu. Zastanawiam się
tylko nad tym, jak zachowałaby się
rodzina owego poszkodowanego, gdyby dowiedziała się, że tak bliska im osoba
zmarła, bo nikt nie zareagował. Z całą pewnością mogę stwierdzić,
że miałaby pretensje o
zupełnie co innego - o brak interwencji. Tylko że te, jak mniemam, obelgi byłyby
bezosobowe. Dotyczyłyby ogółu, a nie jednostki.
Ludzie boją
się podchodzić do leżącej osoby. Jak pokazują statystyki, im więcej świadków
zdarzenia, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś zareaguje,
a wszystko dzięki inteligentom, którzy (można ich tak
podsumować) mają pretensje, że żyją. Mam jednak nadzieję, że ostatnia zbiórka
WOŚP poprawi statystykę zachorowań na znieczulicę społeczną, która już niedługo
będzie chorobą - wspomnieniem.
Iwona Kochman
***
Bardzo dawno temu ludzie wierzyli w słowa.
Dawno temu wierzono w czyny,
Lecz twarde serca ludzi i ich
wstrętne miny
Sprawiły, że ludzie nie wierzą w
nic.
Nawet w to, co zobaczą, czego
doświadczą.
Nie wierzą, człowiek,
człowiekowi już nie ufa:
Nie chcą wiedzieć, wierzyć,
kochać, a potem płaczą.
Jednak Papież ich nawrócił
Dzięki niemu przez chwilę
chociaż, żaden człowiek się nie smucił.
Papież sprawił, że ludzie
zaczęli wierzyć,
A człowiek człowieka inną skalą
mierzyć.
Ludzie niczego już się nie
lękają.
Dziękując przed Polakiem od razu
klękają,
Bo On nam serce oddał.
Pielgrzymował, nawet w
największej chorobie się nie poddał.
Teraz już go z nami nie ma,
Ale do nieba w końcu kiedyś iść
trzeba.
Teraz serca nam pękają, łzy same
z oczu uciekają
I na pożegnanie Papieżowi pieśń
śpiewają!
Sandra Bramska-Grzywna
Plakaty z konkursu ekologicznego.